Pobyt za granicą, gdzie mówi się w obcym języku – nawet, gdy się go dobrze zna – zawsze jest chyba pewnym olśnieniem.
Jest wiele sposobów komunikacji. Nie wszyscy muszą mnie od razu rozumieć. Nie zawsze ja od razu zrozumiem innych. A jednak porozumienie jest możliwe.
Czas przeżyty w Niemczech nauczył mnie, żeby nie bać się wchodzić w konwersacje, podnosić słuchawkę telefonu i próbować załatwić pewne rzeczy, nawet wtedy gdy wiem, że nie mówię w obcym języku ani płynnie, ani poprawnie, ani mądrze.
I naprawdę nigdy wcześniej nie nauczyłam się języka niemieckiego lepiej niż właśnie ostatnio, wchodząc w różne sytuacje komunikacyjne z lękiem i jednocześnie odwagą. Towarzyszyło mi przy tym poczuciu, że w najgorszym razie nie dogadam się, odwrócę się na pięcie i nie załatwię sprawy. I z perspektywy czasu muszę przyznać, że nie pamiętam, żeby taka sytuacja rzeczywiście miała kiedykolwiek miejsce.
Tutaj w Stanach też zdarza mi się zobaczyć zdziwienie w oczach rozmówcy, który nie zawsze rozumie do końca, o czym mówię. Również ja dość często dopytuję: „Could you repeat, please?”
Zdaję sobie sprawę, że dyskomfort, jakiego wtedy doświadczam ja albo mój rozmówca, może być podobny do tego, jaki ma miejsce, gdy nie umiem porozumieć się ze swoim małym dzieckiem. Nie tylko z tym dwulatkiem, który czasem artykułuje swoje myśli jeszcze niewyraźnie, ale też z sześciolatką, która nasz ojczysty język zna już bardzo dobrze, ale dopiero uczy się sztuki spokojnego i zrównoważonego wyrażania swoich odczuć i kryjących się za nimi potrzeb.
Chciałabym zawsze w takich chwilach (zwłaszcza tych konfliktowych, które przecież będą nam towarzyszyć zawsze, bo są naturalnym zjawiskiem w świeci ludzkich relacji) pamiętać o tym podstawowym założeniu skutecznej komunikacji:
Porozumienie jest zawsze możliwe.
Zwykle potrzeba tylko trochę czasu, żeby je osiągnąć.
Pośpiech jest tutaj zawsze najgorszym doradcą.