dłonie

Proaktywność, czyli o braniu życia w swoje ręce

dłonie

Pamiętam, że jako nastolatka, a potem młoda kobieta, uparcie szukałam woli Bożej. Wyobrażałam ją sobie jako moje tajemnicze przeznaczenie zapisane gdzieś w wielkiej księdze.

  • Szukałam swojego powołania życiowego i zawodowego.
  • Szukałam odpowiedzi na dręczące mnie wątpliwości.
  • Szukałam rozwiązań trudnych sytuacji.

Najczęściej robiłam to: modląc się, czytając Pismo Święte, otwierając je na chybił trafił, rozmawiając z ludźmi i obserwując to, co mnie otacza.

Czekałam na wielki, jasny i klarowny znak od Boga, który dokładnie powie mi, co mam w danej sytuacji zrobić. Obawiałam się podjąć jakiekolwiek działanie, bo – jak się domyślasz – nie dostawałam żadnego znaku z nieba (a przynajmniej takiego, który spełniałby moje kryteria klarowności). Przy tym wszystkim panicznie bałam się swojej nadinterpretacji.

4xW czyli wolna wola, wybór i wpływ

A potem przyszła dojrzałość i nagłe oświecenie, że to przecież nie tak. Że Bóg – owszem – ma dla mnie wspaniały plan, ale nie jest on przez Niego sztywno określony od A do Z (poza tym, że każda ścieżka, którą wybiorę ma prowadzić mnie do Z jak Zbawienie :)).

Zamiast narzucać mi jakieś gotowe rozwiązania, które miałabym karkołomnie odszyfrowywać, Bóg zaprasza mnie do współdziałania z łaską. Co więcej – mogę, a nawet powinnam, w tym procesie grać pierwsze skrzypce.

Zamiast w pocie czoła odkodowywać rzekomo zapisany gdzieś los, mam zupełną wolność wyboru. Ten wybór może się opierać na moich wartościach, pragnieniach, mocnych stronach, a Bóg czuje się zaszczycony, że Go do tych moich planów zapraszam. Błogosławi im wszystkim, o ile nie są złe z moralnego punktu wiedzenia.

To proaktywność

Dopiero z czasem odkryłam, że taka postawa nazywa się proaktywnością. Pisał o tym szeroko Stephen R. Covey w swoim bestsellerze „7 nawyków skutecznego działania”, a potem w „7 nawykach szczęśliwej rodziny”.

Jego pomysł twórczej zmiany w życiu opiera się właśnie o tę podstawę – proaktywność – a więc wiarę w to, że mamy nie tylko możliwość, ale i obowiązek wpływania na naszą rzeczywistość. W myśl wezwania, które skierował do pierwszych ludzi Stwórca: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”.

Dlaczego proaktywna postawa mi się tak podoba?

1. Jestem twórcą swojego życia i mam na nie realny wpływ.

Lubię myśleć o mojej codzienności i planach na przyszłość jak o wielkim kolorowym gobelinie, który z wytrwałością tkam każdego dnia. Starannie dobieram nici, sama wymyślam wzór. Oczywiście jest jakaś pula czynników, które mnie determinują i ograniczają, ale ostatecznie to ode mnie zależy, jaką postawę wobec nich przyjmę i jak je zinterpretuję. To dotyczy nawet zranień, porażek, kryzysów z przeszłości, które mogę potraktować jak drogocenne złoto.

2. Jestem w pozycji zwycięzcy, a nie ofiary losu.

Nawet jeśli przytrafiają mi się jakieś nieszczęścia lub ktoś zachowa się wobec mnie niesprawiedliwie i krzywdząco, zawsze mogę wybrać, jak na to zareaguję. Mogę pogrążyć się w rozpaczy, ale mogę też podnieść się z tego, co przytłaczające i obudzić w swoim sercu nadzieję. Mogę odpłacić się złoczyńcy pięknym za nadobne, ale mam też wewnętrzne zasoby, aby przebaczyć. Zawsze mogę wybrać taką postawę, która będzie bardziej budująca dla mnie i dla otoczenia.

3. Wiem, że każda zmiana zaczyna się od wewnątrz.

Zamiast czuć bezradność i frustrację, że nie potrafię zmieniać innych ludzi dookoła, mogę poczuć moc decydowania o sobie, o postawie jaką przyjmuję wobec drugiego człowieka, który mi nieraz wadzi. Doświadczyłam już nieraz tego, że zaczynanie pracy nad relacją od pracy nad sobą działa cuda. Im bardziej staram się być dobrą żoną, tym bardziej mój mąż wychodzi mi nieoczekiwanie naprzeciw. Nie muszę bezradnie czekać, aż on się zmieni według mojego scenariusza. Nie muszę już zamartwiać się zdaniem: „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”. Mogę zacząć zmianę od siebie tu i teraz. I ręczę, że to ma naprawdę wielką siłę oddziaływania!

Proaktywności można się nauczyć

Największy problem sprawia mi wstrzymywanie impulsywnych reakcji. Covey pisze, że

Pomiędzy bodźcem a reakcją jest chwila przerwy.

Ta chwila daje nam możliwość wyboru naszej reakcji.

Od tej reakcji zależy nasz rozwój i wolność.

No cóż! W rożnych trudnych sytuacjach w naszym domu, ciągle jeszcze ta szczelina między bodźcem a reakcją jest baaaaardzo wąska. Nie są to na razie przepastne przestrzenie, które dzielą np. dziecięce „Nie” od mojego cierpliwego pytania: „A czego teraz potrzebujesz?” Oj nie! Czasami nie ma tej przerwy wcale i dochodzi do nieprzyjemnych wybuchów: „Masz to zrobić natychmiast”, „Absolutnie się nie zgadzam” itp.

Mogłabym pogrążyć się przez to w wyrzutach sumienia, ale nie! Tutaj też mogę użyć postawy proaktywnej. Zamiast wewnętrznie biczować siebie, przyjmę do wiadomości swoją słabość, zaakceptuję swoją niedoskonałość. Z wytrwałością będę uczyć się dalej. Postaram się reagować mądrzej.

Scroll to Top