Marzyłaś kiedyś o tym, by Twoje życie znowu było białą, niezapisaną jeszcze kartką papieru?
Ja tak!
Pamiętam, jak mając kilkanaście lat spotykałam się co tydzień z moją koleżanką i godzinami gadałyśmy o tym, co nam w duszy gra. Dzieliłyśmy się z sobą najskrytszymi tajemnicami naszych serc. Te zwierzenia dotyczyły oczywiście przede wszystkim chłopaków i większość naszych dłuższych wywodów kończyła się zazwyczaj sakramentalnym pytaniem: „I co my teraz zrobimy?” Wspólnie próbowałyśmy wymyślić rozwiązanie naszych rozterek i obie marzyłyśmy o magicznym zaklęciu, dzięki któremu można by wymazać nasze wcześniejsze sercowe perypetie i zacząć wszystko od nowa – bez bagażu nieprzyjemnych doświadczeń i popełnionych błędów.
Minęło wiele lat, zostałam żoną i mamą, kontakt z tamtą znajomą się urwał, a mnie ciągle co jakiś czas świta w głowie taki pomysł: „Ach! Jak bym chciała zacząć wszystko od początku!” Dotyczy to teraz różnych kontekstów – nie tylko tych związanych z relacjami międzyludzkimi – także zawodowych. Oczywiście nie zawsze jest to aż tak klarownie sformułowane. Częściej dzieje się to w sposób nie do końca uświadomiony.
Fantazje o nowym początku
Myślę sobie na przykład: „A może by tak mieć jeszcze jedno dziecko?” Z pozoru brzmi bardzo niewinnie, ale uwaga! Pod spodem czai się jeszcze ciąg dalszy: „Może przy trzecim maluchu uniknęłabym błędów, które popełniłam przy pierwszym i drugim! Wtedy byłabym już na pewno w końcu super mamą, bez poczucia, że tyle mi się wciąż nie udaje”. Pachnie perfekcjonizmem z daleka – prawda?
Innym razem i w innym kontekście brzmi to znowu tak: „Założę nowego bloga! Od jesieni! Mam świetny pomysł, jak dotrzeć do większej liczby odbiorców. Ten nowy temat, który chodzi mi po głowie, jest bardziej na czasie! Na pewno odniosę większy sukces. A to, co stworzyłam już do tej pory? No cóż! Może da się prowadzić dwa blogi równocześnie. Ale ten nowy na pewno będzie lepszy”.
Dobrze to, czy źle?
Jeśli brzmi to dla Ciebie choć trochę znajomo, to od razu spieszę wyjaśnić, że według mnie nie ma nic złego w samej chęci zaczynania czegoś od początku. A jednak choć oba przedstawione powyżej ciągi myśli są autentyczne i przytrafiły mi się naprawdę, nie decyduję się na żaden z wymyślonych scenariuszy.
Dlaczego? Bo wiem, że często łudzimy się, że w innym miejscu, w innej sytuacji, z inną osobą etc. będzie nam na pewno lepiej. Nęci nas wizja czegoś świeżego, nienaruszonego jeszcze przez rutynę, która wkrada się w naszą codzienność.
Wielu ludzi na przykład zrywa długotrwałe związki w nadziei, że z kimś innym będzie im lepiej. Często jednak okazuje się, że życie z kolejnym partnerem jest równie trudne, jak z pierwszym. Urok pociągającej nowości szybko gaśnie, a problemy, które zostały zamiecione pod dywan, nagle zaczynają nękać nas znowu (nawiasem mówiąc, zauważyłaś jak bliskie pod względem brzmienia są słówka „nęcić” i „nękać”?)
To naturalne, że będąc w środku jakiegoś procesu, tracimy entuzjazm do działania. Jak powiedział ostatnio Todd Henry w wywiadzie z Marie Forleo: „Every creating proces has the U-shape” („Każdy proces twórczy ma kształt litery U”). Niezależnie od tego, czy jest to macierzyństwo (tak, tak – bycie mamą też postrzegam jako proces twórczy!!!), czy projekt, który został powierzony Ci w pracy, a może prowadzenie własnego biznesu albo rozwijanie jakiejkolwiek pasji, wcześniej czy później znajdziesz się w dołku, z którego będziesz miała ochotę wskoczyć w coś zupełnie nowego. Niewykluczone, iż będziesz mieć pokusę, żeby cofnąć się na początek drogi w złudnej nadziei, że teraz nie popełnisz już żadnych błędów.
Co w takim razie począć?
Tymczasem życie toczy się dalej i czasu nie da się cofnąć. Zamiast stać w miejscu i oglądać się na boki, szukając pozornie prostszej alternatywy, lepiej powoli i konsekwentnie przedzierać się do przodu. Dać sobie jeszcze trochę czasu na zmianę kierunku. Nie podejmować decyzji pod wpływem emocji spowodowanych pierwszym niepowodzeniem. Opór materii czasem się zdarza i warto sprawdzić, czy da się go pokonać.
Dlaczego więc napisałam wcześniej, że nie ma nic złego w nachodzącej nasz czasem chęci rozpoczynania wszystkiego od początku? Bo uważam, że w tym pragnieniu kryje się niesamowita energia, która może pomagać w kontynuowaniu trudnych projektów.
Jak to działa? Już pokazuję!
Przed wakacjami rozpisałam szczegółowo mój pomysł na nowego bloga – w sumie osiem kartek A4 zapisanych dość gęsto. Tabelki, wykresy, pogrubienia. No bajer! Kilku znajomym z entuzjazmem ogłosiłam, czym zamierzam zając się od połowy września. Trwałam w złudzeniu, że to świetny pomysł ponad miesiąc. Wtedy rozmowa z jedną mądrą osobą mnie otrzeźwiła: „Na pewno będziesz w stanie poprowadzić jednocześnie dwa duże projekty? Nie lepiej rozkręcić najpierw jeden, a z drugim poczekać?”
Po tych pytaniach poczułam najpierw trochę rozgoryczenia, niepewności i lęku. „No jak to, taki fajny ten mój nowy pomysł i ma czekać na realizację, nie wiadomo ile?” Dość szybko przyszło jednak olśnienie.
Odważyłam się zadać sobie pytania: „Co jest takiego pociągającego w nowym pomyśle, czego nie mam w DoM-u – Dobrym Miejscu? Czego mi na moim blogu brakuje? Za czym tęsknię, tworząc tę przestrzeń w sieci? Jaka to jakość? Co chciałabym osiągnąć, a jest mi trudno to zrobić poprzez stronę internetową, którą już założyłam?”
Czego dowiedziałam się dzięki pragnieniu nowego?
Odpowiedź nie była taka trudna. Miałam potrzebę być bardziej komunikatywną. Chodzi mi o to, żeby ktoś wchodząc na stronę, od razu wiedział, o czym ona jest i do kogo jest skierowana. Metafora domu w odniesieniu do kobiecego wnętrza bardzo do mnie przemawia, ale chyba długo nie była dla odbiorców dość czytelna. Przynajmniej w pierwszym kontakcie ze stroną.
Do tej pory DoM – Dobre Miejsce był ni to blogiem, ni witryną wymarzonej firmy, do której dążę. Dopiero od niedawna potrafię to lepiej nazwać – to strona projektu rozwojowego dla mam, którego celem jest inspirowanie do budowania wewnętrznej harmonii i szukania więcej przestrzeni dla siebie.
Inna sprawa, którą zrozumiałam dzięki energii, jaką dało mi myślenie o zupełnie nowym projekcie, było odkrycie, że bardzo zależy mi na budowaniu tożsamości odbiorczyń i na tworzeniu wspierającej się społeczności. To dla mnie ogromne wyzwanie i ufam, że powoli uda mi się mu sprostać.
Na początek zależy mi na realnym kontakcie z czytelniczkami. Marzę, by z czasem objawiło się to większą ilością komentarzy pod wpisami blogowymi czy na fanpage’u. Myślę, że teraz – dzięki jasno sprecyzowanym kierunkom, w jakich ma zmierzać DoM – Dobre Miejsce – będzie to coraz bardziej możliwe.
Piszę kursywą, bo to dla mnie bardzo ważne.
Chciałabym od jesieni wrócić do regularnej publikacji wpisów – raz w tygodniu. Zasiadać do każdego z nich z kawą i pisać w poczuciu, że po drugiej stronie siedzi wiele takich samych kobiet, jak Ty i ja, dla których macierzyństwo jest bardzo ważną życiową rolą, ale nie chcą się do niej ograniczać. Chcę, by mój blog oraz Motywująca Pocztówka (też wysyłana raz w tygodniu) była dla zapracowanych mam rodzajem odskoczni, kojącej przestrzeni, w której możemy się spotkać, zastanowić nad tym, co dla nas ważne i wzajemnie zainspirować do twórczego działania.
Więc uwaga! Mamy! Odtąd niech już tak będzie! Kubek kawy, herbaty albo kakao do Motywującej Pocztówki. Kwadrans w ciszy tylko dla siebie (może być oczywiście dłużej). Oglądacie zdjęcie z zagrzewającym do działania hasłem. Czytacie, co się u mnie dzieje. Klikacie w link do artykułu. Śledzicie tekst z zainteresowaniem ;), a potem piszecie mi, jak Wy widzicie poruszoną sprawę: w komentarzu, na fejsie albo bezpośrednio do mnie (monika@domdobremiejsce.pl) i tak poznajemy się bliżej. Nie tylko Wy ze mną, a ja z Wami, ale także Wy między sobą dzięki komentarzom.
Tworzymy społeczność mam dbających o przestrzeń dla siebie!? Pomożecie!? Obiecuję dostarczać wartościowy kontent i moje zaangażowanie.
No dobra! Wracamy do tematu! Jak widzisz, kiedy odkryłam, co tak naprawdę chcę osiągnąć, sprawy wróciły na właściwe tory. Przemyślałam, jak mogę osiągnąć wszystko, czego mi brakuje, na e-platformie, którą już prowadzę. Tym samym zwiększyła się moja motywacja do rozwijania DoM-u Dobrego Miejsca. Jestem w trakcie pracy nad poprawą przejrzystości strony głównej. Wiem, jakie są główne cele przyświecające mojemu publikowaniu postów. Obmyślam zasady działania grupy na facebooku, o której poinformuję – mam nadzieję – niebawem. Ufam, że będą z tych działań owoce.
Co możesz z tej opowieści wyciągnąć dla siebie?
Piszę Ci o tym tak szczegółowo nie dlatego, że mam potrzebę publicznej autorefleksji (choć czasem też ją mam), tylko dlatego że wierzę, iż z tych moich doświadczeń, możesz wyciągnąć pewną inspirację.
Kiedy utkniesz w jakimś przedsięwzięciu i będziesz miała pokusę zacząć wszystko od początku, odpowiedz sobie na pytanie: „Dlaczego?” Jakiej jakości brakuje Ci w tym, co robisz, a co chcesz porzucić? Czego Ci potrzeba, żeby pracować znów z zaangażowaniem? Spróbuj skierować energię, która napędza Cię w snuciu nowej wizji, na to, nad czym pracujesz już od jakiegoś czasu.
I jeszcze jedno! Zastanów się, jak tchnąć odrobinę świeżości w to, co robisz. Mój sprawdzony przepis, to najpierw zrobić sobie przerwę. Tworząc coś miesiącami, można się naprawdę zmęczyć i stąd może wynikać zniechęcenie. Kiedy odpoczniesz, już sam powrót do zaczętych kiedyś przedsięwzięć będzie pachniał upragnioną nowością. Taki powrót też jest formą zaczynania od nowa. No może czasem mniej przyjemną!
Dlaczego powroty są trudne?
Czasem to nie jest łatwe. Pisze to z pełną odpowiedzialnością. Wracam właśnie po wakacjach do pracy nad stroną, wpisami i projektem rozwojowym dla mam. Nie wiem, w co ręce wsadzić. Wizja przerasta możliwości realizacji przy dostępnych mi środkach czasowych i finansowych. Oduczam się perfekcjonizmu, szlifuję cierpliwość i determinację, doskonalę sztukę mądrego wybierania. Do tego doszły nieoczekiwane problemy z firmą hostingową. Ładny początek, no nie!?
Łatwej jest zacząć coś nowego, niż dokończyć stare. Wygodniej zakończyć relację, niż nad nią popracować. Super byłoby wymazać część trudnych doświadczeń i zacząć żyć od nowa. Dojrzałość polega jednak na wyciąganiu wniosków, korygowaniu, pogodzeniu się z nieidealnym obrazem siebie i świata.
I wyjaśnijmy sobie! Nie namawiam, by tkwić latami w czymś, co Ci nie służy. Zawsze wspieram dążenie do zmiany na lepsze. Na lepsze! No właśnie! Nie wystarczy wiedzieć, co jest dla Ciebie dobre. Czy wiesz, co jest dla Ciebie lepsze?
Główkuj więc, kombinuj i testuj! Zaglądaj pod powierzchnię! Nic nie jest czarno-białe! Jestem tu po prostu po to, by uczulić się na subtelne niuanse!
A teraz czas na pytania do Ciebie?
To jak jest z Tobą? Jak często zaczynasz i nie kończysz? Udało Ci się coś ważnego kontynuować mimo pokusy wskoczenia w nowy fascynujący projekt? Wolisz początki czy środki? Podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzu. Just do it! Ktoś musi być pierwszy!