Dlaczego w pewnym momencie swojego życia zrezygnowałam z pisania listów i pięknych kartek? Stwierdziłam, że nie mam na to czasu? Uznałam, że mogę troszczyć się o relację z mieszkającymi daleko znajomymi w inny sposób.? Doszłam do wniosku, że tyle z tymi listami zachodu – trzeba iść na pocztę, kupić kopertę i znaczek, a przecież niby to samo można przekazać za pomocą paru kliknięć w klawiaturę telefonu czy komputera?
Dlaczego zdecydowałam się jednak wrócić do pisania listów i znieść ze strychu cały mój epistolarny przybornik?
- Piękny papier listowy, kolorowe papeterie, koperty przeróżnego kształtu…
- Pudełko pełne urokliwych pocztówek i okazjonalnych kartek…
- Notesik skrywający nazwy ulic, na których mieszczą się domy moich adresatów…
- Zestaw do kaligrafii…
- Skrzyneczka na otrzymaną korespondencję…
- Nożyk do rozcinania papieru…
Odręczne pisanie listów dodaje mojemu życiu smaku. Ma to niepowtarzalny urok. Ożywia wymianę myśli i uczuć z tymi, którzy są mi bliscy. Wzbogaca ich i moje życie o piękne, unikalne artefakty. Długi list czy kilka słów na pocztówce to sposób obdarowania drugiego człowieka częścią siebie. Namacalne (bo przecież rzeczywiście cielesne) ofiarowanie mu wycinka swojego czasu, bliskości i obecności, która wyraża się charakterem pisma. To co innego czytać druk z ekranu komputera, a co innego, obcować z kształtem liter zapisanych ręką przyjaciela na papierze, który został wybrany specjalnie z myślą o mnie. Zresztą, kiedy piszę list, inaczej układają się słowa, uspokajają się moje myśli, rytmiczniej bije moje serce, odnajduję jakąś ważną, zagubioną w codziennej bieganinie, część siebie. Każdy list – napisany czy otrzymany – to dla mnie święto. Materialność listu kontaktuje mnie z czymś, co przekracza porządek doczesny.
A Tobie zdarza się jeszcze pisać listy?
(fot. unsplash)