Prawdziwa bliskość nie oznacza kurczowego trzymania drugiej osoby za rękę. To także umiejętność dawania drugiej osobie przestrzeni na jej samodzielność i niezależność. Miłość nie oznacza całkowitego upodobnienia się do siebie, nudnej jednomyślności i zmieniania ukochanej osoby na swoją modłę. To przede wszystkim odkrycie, że jesteśmy tak bardzo różni i mimo to chcemy dzielić życie.
To odkrycie jest bardzo bolesne, bo początkowo mamy tendencję do szukania w budowanych związkach przede wszystkim siebie zamiast dobra drugiej osoby. Z czasem jednak staje się ono naprawdę życiodajne i niesie radość dawania.
Doświadczyłam, ile radości niesie za sobą to dawanie sobie przestrzeni w bliskiej relacji z drugą osobą, podczas naszej wycieczki z Miami do Key West, najbardziej na południe wysuniętego punktu Stanów Zjednoczonych.
Był drugi sierpnia. Obchodziliśmy naszą siódmą rocznicę ślubu. Czas wyjątkowy, bo po raz pierwszy od czasów naszej podróży poślubnej byliśmy gdzieś znowu razem. Bez dzieci – tylko my… I może wyda się to zaskakujące, ale większość tego dnia spędziliśmy osobno, choć sercem i myślami byliśmy przy sobie.
W tym czasie, kiedy ja wybrałam się na dwugodzinny rejs łodzią, która miała szklane dno i dawała możliwość oglądania rafy koralowej, mój mąż spełniał marzenie, którym urzekł mnie zaraz na początku naszej znajomości jakieś dziesięć lat temu. Pamiętam, że był początek grudnia i spotkaliśmy się na przyjęciu imieninowym naszej wspólnej koleżanki. Zadałam mu wtedy pytanie, które zdradzało moje żywe zainteresowanie jego osobą:
- O czym marzysz?
Odpowiedział bez większego wahania:
- Chciałabym nurkować, oglądając z bliska podwodny świat.
Na długo to zapamiętałam.
Teraz na Key West nadarzyła się w końcu okazja. I to jeszcze jaka! Nurkowanie w tropikach to jest coś! Od początku naszych podróżniczych planów dopingowałam męża, żeby to zrobił. Sama nie mam wielkich ciągot do zanurzania się w morską głębinę. Mam chyba nawet rodzaj jakiejś wodnej klaustrofobii. Moje najgorsze koszmary są o tym, że jestem pod wodą i rozpaczliwie próbuję się wynurzyć. Kiedy w końcu mi się udaje, budzę się zlana potem. Ciekawe, co na ten temat miałaby do powiedzenia Freud.
W każdym razie zdecydowanie wolałam tego dnia na Key West patrzeć na kolorowe podwodne życie rafy przez szklaną szybę, ciesząc się przy tym przyjemnym rejsem. Błękit nieba i połyskująca w słońcu powierzchnia wody, wiatr czeszący włosy przyjaźnie, poczucie wolności, którą daje stanie na wysuniętym pomoście takiego statku…
Na koniec dnia z ekscytacją dzieliliśmy się ze sobą tym, co oboje przeżyliśmy. To był bardzo udany dzień – choć niestandardowy, jak na rocznicę ślubu.
Jestem jednak pewna, że bliskość oznacza dawanie sobie przestrzeni. Tę zasadę z powodzeniem da się odnieść także do innych typów relacji. Nie tylko małżeństwa, ale też przyjaźni czy związku, jaki łączy nas z naszymi dziećmi.
I my jako rodzice, i one jako dzieci – potrzebujemy czasem mieć więcej oddechu, by z radością rozwijać więź, która się między nami tworzy.