Późnym popołudniem wracaliśmy ze słynnego Seaquarium w Miami, gdzie mogliśmy podziwiać pokazy z udziałem orki, delfinów i fok. Atrakcje, które zapewne bardzo przypadłyby do gustu dwójki naszych pociech. Jednak będąc tam, co chwilę oddychałam z ulgą, że nie ma ich z nami. Byłam pewna, że w tym czasie sami pluskają się w basenie jak morskie zwierzątka u babci w ogródku, a my nie musimy dzielić uwagi na czworo i wysłuchiwać narzekań, że upał i że manaty są nudne, a pan w dużym kapeluszu zasłania im widoki.
Ale wracając do naszej przygody… Postanowiliśmy przejść się kawałek plażą. Nawet w jednym miejscu wskoczyliśmy do wody, która sama w sobie nie była żadną ochłodą. Jednak po wynurzeniu z niej, gdy owiał nas silny wiatr zginający pobliskie palmy, rzeczywiście poczuliśmy w końcu rześkość. Przyszła jednak pora, by udać się na przystanek. I tu – uwaga – wkroczy do akcji tytułowy policjant z Miami.
Otóż przystanek znajdował się po drugiej stronie sześciopasmowej ulicy, którą sunęły z ogromną prędkością samochody. Szukaliśmy czegoś, co by przypominało naszą poczciwą europejską zebrę. Na próżno! Byliśmy nawet skłonni zrobić dłuższy spacer, aby ją odnaleźć, jednak nie mieliśmy pojęcia, w którą stronę się udać, by było do niej bliżej.
Oczywiście przemknęło nam przez nasze niesforne głowy, że może dałoby się przejść na drugą stronę w miejscu niedozwolonym, ale szybko zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, gdy na jednej z pobliskich alejek przy plaży dostrzegliśmy radiowóz i krzątającego się obok policjanta.
Zaświtał mi jednak pomysł, by wykorzystać okazję i dopytać o zebrę:
- Excuse me, we want to get to this bus station. Where could we cross this road?
Policjant był wyraźnie zdziwiony pytaniem i wzruszając ramionami z uśmiechem odrzekł:
- Oh, wherever you want. Just be carefull!
I dodał po chwili:
- It’s a very long way!
Tym samym straciliśmy resztki naszych nadziei na zebrę…
Podziękowaliśmy pięknie za to oficjalne pozwolenie i prawie nam szczęki na tę sześciopasmówkę spadły. Co za amerykański luz!
Oczywiście szybko wypatrzyliśmy dziurę w strumieniu samochodów i jeszcze szybciej przebiegliśmy przez jezdnię, a potem długo jeszcze czekaliśmy na nasz autobus, zachwycając się uprzejmością i troską naszego policjanta z Miami.
*
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym z tego zdarzenia nie wyciągnęła ogólnoludzkich wniosków, które do tego mogą przydać się w sensownym wychowywaniu dzieci.
Bo czyż słowa: „[Możesz przejść przez ruchliwą ulicę] gdziekolwiek chcesz, tylko bądź ostrożny” nie są dobrym mottem, które warto przekazać naszym dzieciom? Tak, tak! Wiem, że od początku, trzeba im wpajać zasady bezpieczeństwa, przechodzenia tylko na zielonym świetle i tylko w wyznaczonych do tego miejscach. Ale czy nie warto też w pewnym momencie nauczyć ich korzystania z tzw. zdrowego rozsądku?
Zauważyliśmy, że w Stanach ludzie przechodzą przez jezdnie na czerwonym świetle, jeśli drogą nie jadą samochody. Nikt nie boi się tam policjanta, czającego się za rogiem ze świstkiem mandatu i słowami: „Ha, ha! Przyłapałem cię!”
A gdyby tak, postarać się o to samo w relacji z dziećmi? Zrezygnować z nadmiernej kontroli. Zaufać ich instynktowi samozachowawczemu. Zachęcać do samodzielności w podejmowaniu decyzji. Podkreślam: samo-dzielności! Wtedy jest szansa, że rodzic nie będzie się dzieciom kojarzyć z pilnującym na każdym kroku wszystkiego policjantem. No, chyba, że tylko z naszym wyluzowanym, ufnym i wierzącym w nasze możliwości policjantem z Miami.