Mój 2,5-leni synek potrafi siedemdziesiąt siedem razy na dzień przychodzić do mnie i prosić o to, żebym go przytuliła. Robi to nie tylko wtedy, gdy odbieram go z przedszkola i jest wytęskniony po tych kilku fajnych godzinach zabawy, ale także wtedy, gdy jesteśmy już od dłuższego czasu razem w domu. Najzabawniejsze jest dla mnie to, gdy prosi o przytulenie, kiedy trzymam go na rękach i kiedy na moje oko jest między nami już bardzo dużo bliskości. Odkryłam, że dla niego „przytul“ oznacza kontakt głowa do głowy i żadne objęcia ręką nie kwalifikują się pod kategorię przytulenia – to dla niego zdecydowanie za mało.
Świąteczno-noworoczne olśnienia
Piszę tak dużo o tym przytulaniu i bezgranicznej nieraz potrzebie kontaktu, bliskości, uwagi, dlatego że chcę podzielić się z Tobą tym, co odkryłam na samym początku rozpoczynającego się właśnie 2016 roku. Nie planowałam wpisu noworocznego, ale temat dopadł mnie sam – nieoczekiwanie i w dodatku znów będzie dotyczył sfery duchowej. Mam nadzieję, że Cię tym nie zmęczę – tym bardziej, że około Świąt pozwoliłam sobie już na kilka religijnych wynurzeń.
Otóż, tak jak pisałam w artykule wigilijnym, doświadczyłam w praktyce, że zdrowie to podstawa. Taka niby banalna rzecz – zwłaszcza, kiedy jest się młodą, sprawną osobą. Przy dzieciach często sprawy zaczynają się komplikować, bo infekcje potrafią zawitać do domu częściej i nie pytają, czy to odpowiedni moment, żeby położyć większość członków rodziny do łóżka. U nas w te święta zmiotło całą czwórkę, co zdarzyło się po raz pierwszy. Nie było łatwo, ale jak zwykle moja wrodzona chyba zdolność do szukania pozytywów we wszystkim, podpowiada mi, by czerpać też lekcję z tych doświadczeń.
Z jednej strony – dzięki tym chorobom dostrzegłam wyraźniej potrzeby swojego ciała, które zwykle na co dzień traktuję – wstyd się przyznać – po macoszemu. Z drugiej – doświadczyłam takiej duchowej posuchy, bo nie uczestniczyłam w te święta w żadnych uroczystościach kościelnych. Mogłam to zrobić dopiero w Nowy Rok i chyba ze względu na tę wcześniejszą posuchę, liturgiczne przesłanie tego dnia trafiło do mnie z większą niż dotychczas mocą.
Zawierzyć Matce
W posylwestrowej aurze często umyka nam, że 1 stycznia to nie tylko Pierwszy Dzień Nowego Roku. To także święto Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Pamiętałam o tym już wcześniej, ale dopiero w tym roku dotarło do mnie, że Maryja jest przede wszystkim naszą Matką i że wszystko, co związane z macierzyństwem i rodziną jest jej jako Matce szczególnie bliskie.
Jeśli mnie jako mamie trudno odmówić dziecku tego, o co prosi, a jestem tylko człowiekiem, to myślę, że podobnie jest z Maryją – Kobietą wybraną przez Boga do wielkich rzeczy. Kiedy to do mnie dotarło, poczułam taką wielką chęć zawierzenia Jej nie tylko moich rodzinnych spraw, ale także tego, co zaczyna kiełkować tutaj – w tej wirtualno-realnej przestrzeni DoM-u Dobrego Miejsca.
Stąd w tym pierwszym noworocznym wpisie nie waham się uderzyć znów w te duchowe tony, bo po prostu są one we mnie teraz najbardziej żywe, autentyczne. I choć prawdopodobnie niebawem znów akcentów religijnych będzie tutaj na wierzchu mniej, bo nie taki jest cel tego bloga, to jednak tym wpisem chcę zasygnalizować pewien ogólny ton i wartości, w jakich sama się poruszam. Wiem, że dla wielu z Was może to być krzepiące!
Nie ukrywam jednak, że dzielę się tym z Tobą z pewną dozą nieśmiałości i obawy, bo gdy piszę tak jawnie o swoich duchowych wartościach, zawsze zastanawiam się, co pomyślisz i poczujesz, gdy w Twoim przypadku jest inaczej. Naprawdę wiele bym dała, żeby poznać wrażenie, jakie robi tego typu tekst na osobach niepraktykujących, niewierzących, niezaprzątających sobie głowy sprawami religijnymi na co dzień. Bo zakładam, że nie każdy musi mieć takie doświadczanie życia duchowego, jak ja…
I pomyślałam sobie, że nawet jeśli to moje duchowe noworoczne przesłanie do Ciebie w żaden sposób nie trafia i nijak nie przemawia, to mogę dodać coś jeszcze, co jest uniwersalne i co możesz wziąć sobie do serca jako drogowskaz u progu Nowego Roku.
Bądź dobrą mamą także dla siebie
Będąc mamą zapewne nie raz i nie dwa przychyliłabyś swoim dzieciom nieba. To jest pewnie w Tobie instynktowne i może czasem nawet trudno Ci dziecku postawić granice, choć wiesz, że także na tym polega wychowanie, miłość i budowanie bliskiej relacji. Ja przynajmniej tak mam.
Zachęcam Cię więc do tego, byś próbowała na co dzień kierować choć trochę swojej matczynej, opiekuńczej i troskliwej uwagi w stronę samej siebie. Jesteś już dorosła – wiem! Dlatego tym bardziej ważne jest, abyś potrafiła dbać o samą siebie najlepiej, jak potrafisz. Wtedy i Twoje dzieci będą szczęśliwe, będziesz dla nich dobrym wzorcem.
A jeśli czasem trudno jest Ci to wyważyć: ile troski dla siebie, ile dla dzieci (bo to nie jest przecież proste równanie) – zapraszam Cię do Grupy na Facebooku Dom Dobre Miejsce, gdzie wspólnie z innymi mami będziemy w tym roku uczyć się tej zdrowej troski o siebie bez wyrzutów sumienia.
Niech w tym roku nie zabraknie Ci czułych matczynych ramion:
-
tych, które masz siłę ofiarować swoim dzieciom,
-
tych, w których utulisz sama siebie i
-
tych Duchowych Objęć Maryi, jeśli w nie wierzysz i czujesz, że są Ci potrzebne…